a. Imię: Kamil
b. Wiek: 21
c. Zamieszkanie: Kraków
d. Zainteresowania: Lubię dobrą książkę, przeglądanie zabawnych memów. Szczególnie interesuje się dobrymi piwami



e. Krótki opis własnej osoby: Cześć, jestem Kamil, mam 21 lat, studiuję.
f. Kontakt:
- email: gmkasza@gmail.com
- discord: Vector#9753
- Scena JK3
a. Przynależność: yavin4.pl
b. Staż: Nieco ponad rok w Waszej organizacji, ale wcześniej też coś grałem
c. Krótka historia: Grałem w JK3 jak jeszcze byłem mały, na grze spiraconej z dwóch płyt CD (co dzisiaj wydaje mi się śmieszne). Dużo grałem w mod KOTF, potem dość dużo w OJP i polubiłem ten mod, więc lata później dołączyłem do Yavin jak nudziło mi się na studiach. Potem odeszłem na chwilę.
- Postać
a. Imię: Vector Talb
b. Wiek: 27 lat
c. Pochodzenie: Araluu
d. Rasa: Człowiek
e. Opis zewnętrzny: Starannie przystrzyżony mężczyzna o przystojnej twarzy. Do cech charakterystycznych należy blizna na torsie i brak prawego sutka, straconego podczas jednej z przygód.
f. Historia: [min. 450 słów]:
Kurwa ale to były nudne trzy tygodnie.
Poważnie. Na Yavin mogłem przynajmniej poćwiczyć albo pomedytować. Ale to już przeszłość. Obiecałem sobie, że nie wracam do tego życia. Strażnicy Świątyni uświadomili mi to, co Tauns próbował od początku: że się nie nadaję. Pierwszy raz w życiu przyjąłem pokorną postawę i przyjąłem to. Żaden ze mnie Jedi. Z tamtego życia zostało mi kilka wspomnień, stare szaty, których teraz używałem jako szlafroka, chłodny amulet i holografię Leeshy Selin. Piękna kobieta. Drugiego tygodnia mojego pobytu na Araluu byłem już tak znudzony polowaniami (przez cholernego Taunsa miałem wyrzuty sumienia, że na nie chodziłem) i bankietami, że zajrzałem do Taty.
To znaczy do jego gabinetu, nie wykopywałem go.
Gabinet zawalony był kurzem i pajęczynami. Jestem wdzięczny, że Thomus tam nie zaglądał, choć z tego co wiem to niewiele czasu spędzał w rezydencji. Minęło trochę czasu i nieco żałuję, że L4 go zabił. Wracając do gabinetu: bezwstydnie przeglądnąłem zawartość szafek i komputera. Papa się nie obrazi skoro nie żyje. Znalazłem całkiem ładną holografię mamy, a także holografię przedstawiającą mnie jak stoję z gubberszczupakiem jako ośmiolatek. Ogółem, standardowe wyposażenie gabinetu lordowskiego. Przejrzałem też cyfronotes. Starszy wiedział o mojej podatności na Moc i dowiedziałem się co nieco o tej kwestii, której nigdy ze mną nie zdążył omówić. Ojciec zanotował, że za Imperium na podatnych na Moc patrzono niechętnie, więc ukrył to przed światem i przede mną. W nowszym wpisie było napisane, że po upadku Imperatora Palpatine szukał przez jakiś czas jakiejś guwernantki, która mogłaby dać mi korepetycje z Mocy, ale nie znalazł. W innym miejscu dziennika znalazłem informację, że słyszał o Skywalkerze i nawet wahał się, czy nie podjąć z nim kontaktu, ale ostatecznie zrezygnował, by nie stracić syna. Zrobiło mi się przyjemnie gdy uświadomiłem sobie, że tak myślał. Przypomniała mi się kolekcja bibelotów związanych z Jedi, którą posiadał mój ojciec. Gdy przeglądałem ją, dawno temu, myślałem, że to holokrony, ale teraz wiem, że się myliłem. Mocno wahałem się, czy nie zajrzeć do owej kolekcji jeszcze raz. Z jednej strony miałem porzucić ścieżkę Jedi. Z drugiej strony zanim pomyślałem o drugiej stronie już poleciłem L4-CKEY’owi przyszykować skuter.
Podróż do letniej rezydencji trwała krótką chwilę. Podczas podróży naszła mnie pewna refleksja: czemu Imperator Palpatine nie wznowił działalności Zakonu? Wiem, prawdą historyczną jest, że Jedi próbowali go obalić. Ale niewątpliwie są oni przydatni galaktyce, więc Imperator mógł założyć nowy, nieskażony chciwością oddział. Doleciałem do celu zanim skończyłem swe rozważania.
Szczerze mówiąc, gdy już wszedłem do Sali z kolekcją to zawiodłem się. Energia Mocy nie była tam wcale silniejsza niż gdziekolwiek indziej. Przeglądając różnego rodzaju amulety i fetysze uświadomiłem sobie, że to bezwartościowe breloczki. Badziewie. Żadne z nich w najmniejszym stopniu nie rezonowało z Mocą. Były ładne, to fakt, ale to tyle. Część ze znajdujących się tam przedmiotów z całą pewnością były tanimi podróbkami. Pierwsza z brzegu relikwia Jedi: kielich, z którego pić miał pierwszy Wielki Mistrz Zakonny. Nie byłem w stanie nic w nim wyczuć, co więcej, nie był wcale w stylu Jedi: był prosty i z taniego stopu. Bardziej pasowałby do jakiegoś cieśli niźli do sławnego Jedi. Pomacałem amulet z Korriban, który spoczywał na mojej piersi. Mimo zerowej wartości i tak wart był dziesięciokroć tego, co znajdowało się w tej sali. Amulet począł mnie palić gdy tylko przyglądnąłem się mu okiem Mocy, więc przestałem go dotykać i zacząłem przeglądać resztki kolekcji. Znalazłem ciekawą maskę. Spakowałem ją sobie, by pomajstrować przy niej w rezydencji głównej. Zorientowałem się, że wciąż podniecam się niezdrowo wszystkim, co związane z Jedi. Nie powinienem był. Zakon powoli stawał się moją niezdrową obsesją. Wychodząc z rezydencji rzuciłem do L4 żeby znalazł mi jakieś zajęcie, bym oderwał myśli od kwestii Jedi. L4-CKEY zarzucił interesującą propozycję. Zapomniałem o tym wspomnieć początkiem wpisu, ale to w sumie mało istotne: dzięki sprawnym kalkulacjom droida i nieuczciwym zagrywkom względem konkurencji, czym zajęła się Veccia, Talb Weaponry and Armaments zniszczyło konkurencję i zmonopolizowało rynek na planecie. Jakieś 65% wszystkich pracujących mężczyzn na planecie pracowało dla mnie. Według L4 dawało to naszej rodzinie sporą potencjalną władzę. Zasugerował mi, byśmy serią machinacji i strajków sparaliżowali planetę i przejęli władzę królewską.
Szczerze? Na początku średnio mi to pasowało. W sensie: stary król urodził się królem, więc to on powinien być królem. Czyż nie? Tak działa życie. Powiedziałem to droidowi, ale on wytłumaczył, że król nie nadaje się do władzy. Prawdę powiedziawszy powiedział prawdę. Na Araluu działo się przeciętnie. Wśród ludzi sporo było biedaków podczas gdy najbogatsi, jak ja, żerowali na nich. Ja urządziłbym ten świat lepiej. Ciekawe, że nigdy nie spróbowano, by u władzy był Jedi albo ktoś kto ma w Mocy znajomości. No, chyba że wliczamy tutaj tą okrutnie idiotyczną opowiastkę, którą raczył mnie Tauns, jakoby sam Stryjaszek Palpatine miał być Lordem Sith. Doprawdy wyborne. Wracając do rozmowy między lokajem a mną: ostatecznie mu odmówiłem. Bo czy to pasuje do ścieżki Jedi? Na przykład, czy taki Wielki Mistrz Skywalker kiedykolwiek aktywnie działałby przeciw legalnej władzy, starając się ją obalić nielegalnymi metodami, jak strajki czy rebelia?
…
Zgodziłem się na plan L4-CKEY’a.
Kolejny tydzień minął nam na wstępnych przygotowaniach. Veccia wiedziała o wszystkim i nawet jej się to podobało. Nie dziwiło mnie to. Jak już pisałem, to kobieta nie tylko piękna, ale i inteligentna. Gdy każdy aspekt planu był dopięty na ostatni guzik, wprowadziliśmy go w życie. By uniknąć rozpoznania założyłem na twarz maskę, o której wspominałem na początku tego wpisu i wyszedłem na ulicę, by obserwować przebieg wydarzeń.
Patrząc na to, co działo się na mojej ojczystej planecie, pożałowałem, że sięgnąłem po władzę. Zamieszki ogarnęły stolicę. Wszędzie był syf. O ścianę oparty był jakiś kosmita z rozbitą głową. Coś mu kapało a on próbował to łapać rękami. Nie wiem czy tak wygląda i kapie mózg tej rasy czy to tylko krew. Kazałem mu udać się do mojej rezydencji, więc poczłapał w jej kierunku. Jakiś droid mu pomoże. Tak czy tak, miałem wyrzuty sumienia. Nie zawsze zachowywałem się w porządku, jak prawdziwy Jedi, ale czułem wtedy, że osiągnąłem nowe dno, kiedy oglądałem efekty planu na który się zgodziłem.
Minęło kilka dni i na Araluu naprawdę zrobiło się niefajnie. Ogłoszono stan wojenny i w ogóle. Próbowałem przekonać samego siebie, że robię coś dobrego, ale wątpiłem w to coraz bardziej z każdym dniem. W każdym razie,jakoś wtedy promem przyleciał Bren Quadmaster, Nowicjusz Akademii Yavin. Twierdzi, że usłyszał o zamieszkach i martwił się o mnie, dlatego wziął wolne i przyleciał. To miły chłopak. W akademii byłem dla niego kimś w rodzaju starszego brata. Przyjacielem i mentorem. Powiedział mi, że wszyscy na Yavin za mną tęsknią. Też się za nim stęskniłem, chociaż BARDZO nie podoba mi się sposób, w jaki patrzył na moją siostrę.
Nie nadaję się na Jedi. Tak mu odpowiedziałem. A ten swoje: żebym wracał. Zmartwił się mocno, jak się dowiedział że to ja wywołałem zamieszki. Cały czas próbował mnie przekonać, że robię coś złego. Że chcę władzy dla siebie. No nie wiem. Może było w tym trochę racji. Przyznam, że może i było pyszałkowatym z mojej strony, by chcieć tyle władzy dla siebie, by zabrać ją od kogoś kto bardziej na władzę zasługiwał niż ja. Ale nie mogłem się wycofać. A może mogłem? Do szaleństwa zaczęły doprowadzać mnie te wszystkie wątpliwości.
W końcu nie wytrzymałem. Dobra, zgadzam się. Bren miał rację. Dobrze, że przyleciał, bo pewnie do dziś zastanawiałbym się, czy miałem rację z tym całym przejmowaniem władzy. Poszedłem do Veccji i kazałem jej odwołać strajki. Poleciałem eleganckim promem do Króla i powiedziałem że jakoś wynegocjujemy powrót do normalności. Planowałem ukorzyć się i prosić go o wybaczenie, ale był bardzo szczęśliwy i to on dziękował mi uniżenie. Czyżby Thomus miał jednak racje i to pieniądze na tym świecie liczyły się bardziej od urodzenia? Nie wiem, ale Talb Weaponry and Armaments zostało zwolnione z podatków na okres lat piętnastu, więc negocjacje, choć krótkie, były udane. L4-CKEY’owi obrót spraw się nie podobał. Kazałem zrobić coś strasznego, czego żałuję do teraz, ale zasadniczo to poleciłem innym droidom wyczyścić mu pamięć. Niestety, ale L4-CKEY stracił swoją osobowość. Przestawił się jako ,,Droid Szturmowy B2, numer seryjny 0000000017”. Intrygujące. Musiał to być jeden z pierwszych droidów tego typu w galaktyce, skoro jego numer seryjny był tak niski. Mniejsza o to, bo teraz nie nadaje się do niczego innego jak walka, więc podarowałem go Veccii. Zaskoczyło mnie, jak niewiele jest mi żal utraty przyjaciela. Pod koniec życia L4-CKEY stał się inny. Gdyby droid mógł być zły to takim właśnie określeniem bym go nazwał. Veccia się ucieszyła. Żartowała, że uczyni go swoim droidem-zabójcą, gdy już skończymy mu w firmie montować napęd odrzutowy i rakiety. To znaczy, mam nadzieję, że żartowała gdy to mówiła. To miła dziewczyna, ale strasznie zakręcona. Spakowałem się i wsiadłem na znajomy, niewygodny prom. Veccia zajmie się firmą. Wkrótce ją odwiedzę.
Jeżeli mam być szczery, targa mną więcej wątpliwości niż wtedy, gdy odchodziłem z zakonu. To chyba dobrze, zważywszy na to, że wtedy pewny byłem, że powinienem odejść.
- Informacje dodatkowe
a. Dlaczego chcesz wstąpić do Akademii? Dobrze się tu bawiłem kiedy byłem członkiem.
b. Skąd dowiedziałeś się o Akademii? Bardzo lubię grać w mod OJP. Zauważyłem Wasz serwer w wyszukiwarce i postanowiłem sprawdzić stronę.