- Informacje ogólne
a. Imię: Jacek
b. Wiek: 20
c. Zamieszkanie: Warszawa
d. Zainteresowania: Pisarstwo, psychologia.
e. Krótki opis własnej osoby.
Studiuję Zarządzanie, nie mogę powiedzieć że jestem gadatliwy ale stałym milczkiem to na pewno nie jestem. To chyba tyle, chyba że ktoś chce więcej wiedzieć ^^.
f. Kontakt:
- email: Jacekk@interia.eu
- Discord: Kali White#0923
- Scena JK3
a. Przynależność: Brak
b. Staż: Ciężko powiedzieć, znam grę od dawna, ale w praktyce to głównie grałem w singleplayer, mało w mutli.
c. Krótka historia: Hmm, a to początek był prosty – kuzynka była fanką gry, zapoznała mnie z nią i po jakimś czasie sam kupiłem. Grałem trochę, ale że znajomi nie mieli gry to przestałem. Później jeden czy dwóch miało, pograłem trochę w multi – głównie jeden na jeden, aż ktoś inny się dołączał ^^.
- Postać
a. Imię: Phora Quro
b. Wiek: 19
c. Pochodzenie:(Kto wie? Można założyć że Corusant tylko problem w tym że z Theelin to ciężko powiedzieć.) Oficjalnie jest z Corusant, a może się potem okazać że pochodzi z innej planety.
d. Rasa: Theelin
e. Opis zewnętrzny: Pościg nie był łatwy w tłumie i pewnie byśmy ją zgubili gdyby nie te jej długie włosy w kolorze indygo. Strasznie ją to wyróżnia z pośród tłumu, jeszcze te szaty połowicznie pasujące do Jedi, a w części do tancerki. W sumie to pościg był ni krótki ni długi, na chwilę ją nawet zgubiłem, ale na szczęście skrawek jej różu pompejskiego, przywdziewanego purpurą w postaci kropek na rękawie i jasnozielona skóra, zapewne skóra jej ramienia dała mi wskazówki gdzie zmierza. Oczywiście jak zwykle uciekała do portu kosmicznego, jak zwykle ją zastałem twarzą w twarz przy jednym z wejść do hangaru. Przygryzła swą małą dolną wargę gdy ja jak zwykle wpatrywałem się w jej złote oczy.
„Widzę że zaczesywane do tyłu jak zwykle?” Zapytałem, ale co miałem innego powiedzieć jak nie wspomnieć o włosach o które zawsze tak przesadnie dba, cóż innego miałem powiedzieć by grać na czas jak nie coś tak trywialnego.
W sumie…
Szkoda że jest taka nerwowa, że ciągle ucieka i że jest związana z mocą, jakby nie była to bym chętnie z nią w związku był, w końcu ma całkiem zgrabne ciało tancerki, tylko ten rozmiar piersi jakiś za wielki i jeszcze żaden z niej wojownik.
Teraz to zaciska ręce, pieści…świetnie zaraz tal się poleje…
f. Historia: [min. 800 słów] Autor:
Strach początkiem.
Mul Orno ponownie zagrodził mi drogę, zwykły Mandalorianin który nigdy nie mógł mnie zgubić – jakbym była jego zwierzyną. Czemu mnie gonił? Uciekałam, uciekałam od tego co zwykle…problemów, których nie mogę rozwiązać.
„Widzę że zaczesywane do tyłu jak zwykle” Zapytał, było to denerwujące pytanie które potwierdza jak bardzo ostatnio zbliżył się do mnie. Staliśmy naprzeciwko siebie, on zagradzający mi drogę i wpatrujący się w me oczy i ja, zirytowany obcy, który chce tylko jednego – samotności.
Z początku gdy tak staliśmy, Mul lekko się uśmiechał ale teraz…teraz zrobił się ponury. Pewnie zauważył jak zaciskam ręce w pieści, pewnie uważał że jest gotowy na mój wygłup.
Mul Orno doskonale rozpoznawał tę niewielką zmianę w jej postawie, ten moment kiedy lekko się pochyla po zaciśnięciu pięści - zawsze oznacza to samo, przynajmniej podczas ćwiczeń.
„Phora…” Zaczął, ale było już za późno, ktokolwiek nas obserwował, ledwie zauważył kiedy skróciłam dystans pomiędzy nim a sobą, kiedy byłam na wysokości jego ramienia. Tylko gdy miałam być tuż za nim…dostałam w głowę, łokciem.
Mul Orno przyglądał się z lekkim rozbawieniem jak Phora z trudem stara się utrzymać na nogach, chwiejąc się lekko.
„…jest to głupi pomysł, ponieważ z tobą ćwiczyłem i już wiem jak się poruszasz” Orno dokończył swą myśl, uśmiechając się lekko – wręcz szyderczo.
Orno, zawsze złośliwy, czemu nie mogłam chociaż raz nie widzieć tej jego krzywej mordy.
Orno był rozbawiony, ale rozbawienie szybko znikło pod wpływem postawy którą przyjęła Phora. Nie była to postawa osoby którą uczył walczyć, tylko postawa mająca jej ślady, dzika – wiedział że ją zezłościł, bardziej niżby chciał.
Gdy ujrzałam lekkie zaniepokojenie na jego twarzy, poczułam radość – w końcu on był zaniepokojony, nie wiedział czego się spodziewać…sama nie wiedziałam co zrobię.
Orno obserwował swą zdziczałą uczennicę, jak skraca ponownie dystans pomiędzy sobą, a nim. Obserwowanie kogoś kto nie ma jasnego schematu, a zarazem korzysta z wyuczonego było zawsze przyjemnym widokiem, widokiem który go rozpraszał, mimo to zdołał zareagować na jej pierwszy ruch, ruch polegający na ciosie z dołu.
Wiedziałam że bez problemu przechwyci mą rękę, wiedziałam że ją zechce wykręcić, ale on nie wiedział…
Jedyne czego Orno nie wziął pod uwagę to fakt że nie miał na sobie całego sprzętu, jego ręce były odsłonięte, a to oznaczało…że mógł z bliska poczuć zęby Phory – ruch który mógł przewidzieć gdyby nie był rozproszony.
Jego skóra była twarda, ale i tak zdołałam się wgryźć, jak…jak w dzieciństwie. Gryzłam i gryzłam gdy ten biedak szarpał się ze mną, nie chcąc mnie uderzyć. Jaką to radość mi sprawiało że teraz mogłam mu coś zrobić…
Orno siłował się z Phorą która wgryzła się w jego rękę, mógł ją łatwo pokonać, ale ogłuszenie nie wchodziło w grę, noszenie jej potem byłoby zbyt uciążliwe w tłumie, zresztą nie chciałby tego zrobić przy kimś kogo dobrze zna. Nagle poczuł cios w brzuch, z kolana i ujrzał kąciki ust Phory unoszące się do góry.
Po dobrym ciosie, szybko wylądował na ziemi, ja na nim. Korzystając z okazji chwyciłam go za gardło i lekko zaczęłam zaciskać palce. To jak się krzywił było przepiękne, ale zarazem złe – Quinn uczył mnie że nie powinnam ulegać złości, a jednak teraz robię.
Pobliskie kamyki drgały na ziemi kiedy Phora z złością próbowała udusić Orna, Mandalorianina który z jakiegoś powodu nie próbował się bronić.
„Phora…” usłyszałam znajomy głos zza moich pleców, głos…mego opiekuna.
„Czy nie uczyłem cię byś panowała nad swoją złością? Ile jeszcze razy będziesz uciekać od swoich słabości?” Po tych słowach jak zwykle lekko się zaśmiał mimo tej ciężkiej sytuacji, złość jak się pojawiła nagle…tak znikła, po chwili znowu stałam wraz z moim nauczycielem i opiekunem, który nie mógł powtrzymać się od czochrania mnie i niszczenia moich ułożonych włosów, znowu.
„Nie ma mnie przez trzy dni i znów rozrabiasz dzieciaku?” Quinn zapytał nie przestając mnie czochrać.
„Widzę że coś szybko wróciłeś mistrzu Jedi, żadnych wielkich i śmierdzących włochatych bestii tym razem?” Ornu zapytał, złośliwie wypominając pewną przygodę mistrza Quinna.
„Nie przypominaj, Nexu to był koszmar. Zmieniając temat – Phora nie sądzisz że powinnaś coś zrobić?”
Orno spojrzał na pochmurną Phorę, która wyraźnie nie była zadowolona z tego co oczekuje od niej jej opiekun.
„Phora, bo nie będę cię niczego więcej uczyć o świecie i innych rzeczach” Dodał mistrz żartobliwym głosem, wiedząc jak bardzo lubi się ona uczyć.
Wiedziałam że Quinn żartuje, ale i tak nie byłam pewna…jakby przestał mnie uczyć to zostałoby mi tylko tańczenie i…sztuka która jest jedyną rzeczą którą ponoć moja rasa się wyróżnia – po za wyglądem oczywiście. W dodatku ta złość…prawie zabiłam jego przyjaciela, a on podchodzi do tego jakby nic się nie stało? Uczył mnie że mam nie zabijać i nie krzywdzić, że mam uważać na złość która we mnie drzemie, a przed chwilą…
„Przepraszam…” Wydukałam z trudnością, nie byłam pewna czy naprawdę było mi żal, ale te emocje były…zbyt nagłe i skierowane na kogoś kto mi pomagał, zdenerwował mnie ale na pewno nie chciałam go zabić za tak niewielki złośliwy żart, przecież sama niejednokrotnie go złośliwie prowokowałam podczas treningów.
„Za bardzo cię to dręczy, ale fakt faktem emocje tak mocne i nagłe nie są…typowe.” Skomentował mistrz który wyczytał niepokój z jej spiętych ramion. Mistrz stał przez chwilę zamyślony, zastanawiając się zapewne nad rozwiązaniem dla wybuchowej natury Phory. Phora widziała jak wymienił się krótkim spojrzeniem z Orno, Orno skinął głową jakby go usłyszał, po czym Quinn przestał ją czochrać.
„No cóż, wracajmy, chyba że nie chcesz poprawić swoich włosów i uczyć się ode mnie?”
„Oczywiście że chce się uczyć, ale włosów to nie będę układać bo mi je znowu rozczochrasz…”
Obserwowałam jak Quinn wybuchł gromkim śmiechem, Orno także, w końcu łagodnie obaj skierowali mnie w drogę powrotną.
Ćwiczenia i Mandalorianin.
Kolejny dzień, kolejna ćwiczenia z Orno, a raczej walka bo inaczej tego nazwać nie mogę. Orno co parę dni zabierał mnie by poćwiczyć strzelanie – szybko jednak zrezygnował z uczenia mnie strzelać, a skupił się na rozwinięciu mojego atutu w walce wręcz, zwinności. Niestety za każdym razem gdy mnie zabierał musiałam poczekać aż sam poćwiczy strzelanie, w międzyczasie kazał mi się rozruszać.
Po rozciąganiu się, bieganiu, a nawet krótkim tańcu zjawiał się Orno, gotów by ze mną ćwiczyć. Walka z Mandalorianinem jest…ciężka – a mianowicie gdy porównam taką walkę do walki z zwykłym złodziejem który chce ukraść moje kredyty to „taniec" wokoło złodzieja zmienia się w walkę o życie gdy Orno postanawia być bardziej agresywny.
Uniki, uniki i jeszcze raz uniki to jedyna rzecz która dzisiaj chroni mnie od połamanych kości, chociaż połamanych kości nie powinnam mieć po ostatnim razie…Quinn rozmawiał z nim - by był delikatniejszy zapewne, szkoda.
„Skup się” Usłyszałam i poczułam ból, cios w twarz wytrącił mnie z równowagi, co Orno wykorzystał. Nie wiedziałam kiedy i jak pochwycił mnie, ale jedyne co teraz czułam to piasek na twarzy i ból wywołany przez wykręcaną mi rękę.
Orno miał mieszaną opinie na temat Phory i jej możliwości – strzelać z broni nie był w stanie ją nauczyć, nie ważne jakby proste to było działanie…po prostu jej nie wychodziło. Śmieszne bo nawet strzelić do celu z bliska nie potrafiła. W walce wręcz mógł ją ocenić lepiej – nie była silna, ale zwinności i pomysłowości jej nie brakowało, jednakże Phora nie potrafi znaleźć własnej formy walki i ulega a'den.
„Zbyt rozproszona dzisiaj, walka pakod, Nar dralshy'a Phora.”
„Weź się w garść, naprawdę? Ugh, jak będziesz mi tak rękę wykręcać to na pewno nie wezmę się w garść!” ból narastał, nie widziałam jego uśmiechu, uśmiechu który zapewne miał w tej sytuacji.
Nagle ból zelżał, zdałam sobie sprawę że mnie już nie trzyma, więc się podniosłam i spojrzałam wprost na niego, nie uśmiechał się, tylko wzdychał.
„Jeszcze raz”
Czym jest dla ciebie wiedza?
Ponownie uczyłam się od Quinna, chociaż tym razem powtarzał ze mną historię republiki za czasów kanclerza Palpatina. – kiedy to jak określał miecz świetlny był jeszcze bronią bardziej wykwintną…bronią na lepsze czasy. Rozmowy o przeszłości, o wydarzeniach i możliwych alternatywach były zawsze fascynujące, ale najciekawsze było poznawanie nowych detali, detali które umykały innym...które jakoś mistrz Quinn znał doskonale.
Tym razem, nauka ta była inna nie tylko ze względu na powtórzenie wiedzy, ale także ze względu na nagłe pytanie Quinna.
„A właśnie, chcesz przejść pewien test na intuicje?” Nie miałam nic do stracenia, więc zgodziłam się.
„Świetnie, będę miał obrazy konkretnych rzeczy przed sobą, ale ty ich nie będziesz widzieć – zgadnij jakie to obrazy.”
Test Quinn uważał za potrzebny, chciał mieć pewność co do swoich przypuszczeń – miał tylko nadzieje że będą błędne. Czas mijał, a test nie przebiegał tak jak Quinn zakładał, z początku Phora nie mogła odpowiedzieć prawidłowo, więc Quinn zrobił przerwę.
W trakcie przerwy, dał jej parę wskazówek, wypili herbatę i powtórzyli test.
„Pamiętaj, nie myśl, po prostu skup się na tym co czujesz.” Quinn miał nadzieję że Phora nie zda testu, nadzieje które się nie spełniły.
„Świątynia, myśliwiec, miecz, piłka, kostur.”
„Dobrze, prawidłowo, zróbmy jeszcze jeden test.” Quinn wyłonił spod swych szat mały kamień, kamień który niczym się nie wyróżniał.
„Powiedz mi w której ręce trzymam kamień” Quinn schował ręce za siebie, ale nie trzymał kamienia w rękach, kamień unosił się na poziomie jego szyi.
Nastąpiła cisza, cisza która trwała parę dobrych minut, minut w których Phora niezdecydowana przyglądała się mistrzowi, w końcu jednak zamknęła oczy…
„Quinn, kamienia nie ma w żadnej ręce, prawda?” Zapytała, potwierdzając założenia mistrza Jedi.
„Gdzie dokładnie jest?”
„Gdzieś wyżej…za twoją szyją?” Uśmiechnął się słabo słysząc jej odpowiedź.
„Gratuluję, zdałaś pomyślnie test.” Quinn stwierdził, jego uśmiech był sztuczny - albowiem wraz z testem nastąpiły komplikacje.
Decyzje, decyzje i jeszcze raz decyzje.
Mistrz i Mandalorianin, dwójka która od dawna była przyjaciółmi. Chwila ciszy, dobry trunek i rozmowy na tematy odległe – związane z ich wspólnymi przygodami.
„Najciekawiej było w paszczy robaka kosmicznego…”
„Jak to jest że zawsze przypominasz mi te najgorsze spotkania Mul?”
Mul leżąc zaśmiał się lekko.
„Dlatego, że twoje reakcje są najlepsze.”
„Ah, świetnie…”
Przez chwilę Orno i Quinn pili w ciszy, Quinn zastanawiąjący się nad rozwiązaniem problemów Phory i Orno przyglądający się mimice w postaci, opadłe policzki i przymrużone oczy – detal na który kiedyś zwracał uwagę jego przyjaciel, detal który mówił że Quinn jest nieszczęśliwy albo zmartwiony.
Nagle Orno zapytał o coś, czego nie spodziewał się Quinn
„Burc'ya, ostatnio jesteś jakiś…baatir, konkretny powód czy masz łowców nagród na głowie?”
Zapadła cisza, nieprzyjemna cisza która spowodowała, że Orno usiadł. Czekał na odpowiedz nadal leżącego przyjaciela – bawiącego się kieliszkiem.
„Phora…” Wymruczał Quinn.
„Dzieciak, oczywiście… udesii.”
„Prosto powiedzieć, mam…sprawdziłem ją, jest wrażliwa na moc.”
„Oho, jak bardzo?”
„Nie wiem, nie sprawdzałem poziomu midochlorianów!” Quinn zaśmiał się lekko, wracając myślami do częstotliwości z jaką niegdyś Jedi sprawdzali poziom.
„Troch, bo ty wcale nie jesteś przesadnie ostrożny i dociekliwy…w czym problem?”
Quinn podniósł się do pozycji siedzącej, nie spojrzał na Mul’a, był skupiony na kieliszku i substancji w niej wirującej…
„Muszę o tym porozmawiać z radą, chociaż nie jestem pewien co z tego wyjdzie.” Quinn zakładał że przekonanie rady może nie być łatwe, z powodu złości którą Phora nie zawsze kontroluje i jeszcze…
„A to czemu?” Orno zapytał i czekał krótką chwilę na odpowiedź.
„Ona nie urodziła się, została stworzona.” Quinn powrócił wspomnieniami do dnia w którym ją znalazł, dnia pełnego…ciał.
„Wyjaśnia skąd znalazłeś przedstawiciela umierającej rasy , ale chętnie o tym posłucham…” Słowa Orno wyciągnęły go ze wspomnień, spojrzał na starego przyjaciela i uśmiechnął się słabo.
„W to akurat wątpię, nie jest to przygoda którą można by uznać za przyjemną…”
Quinn potrzebował chwili, na oddech i klarowne myśli.
„Zacznijmy od tego że znalazłem ją piętnaście lat temu…”
„Czyli znałeś ją od czwartego roku życia, ja poznałem dobre sześć lat później, rozumiem że zakładałeś że ją shukur zanim dorośnie?” Przerwał Orno, pytając z lekkim rozbawieniem – jakby próbował rozluźnić atmosferę.
Quinn uśmiechnął się, wiedział co Orno próbował osiągnąć.
„Zabawne, tak znałem ją od 4 roku życia – była wtedy…bardziej agresywna i dzika niż to co teraz widujesz kiedy popada w złość, więcej gryzła.” Orno zaśmiał się słysząc ostatnie słowa, przypominały mu o tym jak Phora ugryzła go rok temu podczas ucieczki.
„W sumie Quinn, ona wie od dziewięciu lat, że jesteś Jedi, prawda?” Dziewięć lat temu, czyli dokładnie wtedy kiedy Quinn przedstawił mu dziesięcio-letnią Phorę, Orno powiedział „Widzę że jednak masz dzieci mistrzu Jedi, czyżby to nie wbrew waszym zasadom?”.
„Ah, tak, twe słowa mnie wydały – w końcu nie chodzę ciągle w szatach, w sumie to rzadko w nich chodzę.”
Quinn spodziewał się złośliwego komentarza, który jednak nie nadszedł, Orno czekał na kontynuację przygody od której to odsunął ich pytaniami.
„Skoro już nie zmieniamy tematu…”
Streszczenie wydarzeń które doprowadziły Quinna do wzięcia Phory pod opiekę było niewygodne, Quinn unikał swych ulubionych detali, które wielce istotne były, jednak zostały pominięte podczas tej rozmowy.
Opowiedział on o miejscu pełnym ludzi – a raczej ciałach które znaleźli.
Opowiedział o obiektach na których przeprowadzano testy, ciałach które były poukładano jedno na drugim i o klatkach w których znaleźli 4 jeszcze żywe obiekty badań i tortur. Nie był wtedy sam, ale o tym nie wspomniał, zabrali owe obiekty – spośród nich jeden agresywny i aktywny, gryzący jak nikt inny.
Dziecka włosy koloru indygo, a oczy rozpalone złoto…nazwał ją Phora z jednego powodu – stale powtarzała p, nie wiedział czemu. W drodze powrotnej zmarła część obiektów – jeden, a może dwa…tego już nie pamiętał.
Czemu chciał się nią zaopiekować? Może to wydawać się śmieszne ale w trakcie powrotnej drogi zdołał ją uspokoić i usłyszał jedno słowo – zimno.
Nie powiedział Orno jednej rzeczy, rzeczy która także zaważyła na przygarnięciu jej - miejsce pełne śmierci jest miejscem wypełnionym ciemną stroną mocy, a to wyczuł w młodej Phorze, wiedział że jakoś na nią to wpłynęło – wtedy jednak nie był pewien czy będzie to powiązane z złością.
Quinn tak naprawdę miał wiele powodów dla których chciał się nią zaopiekować – jednak wolał o nich nie mówić.
Wiedział że jeśli faktycznie przyjmą ją do akademii, to nie będzie jej mistrzem - za bardzo są ze sobą zżyci, a jego przeczucie mówi że lepiej żeby nauczał ją ktoś inny.
Chwila prawdy.
Quinn obudził mnie wcześnie, jak zwykle gdy był z nami. Jednak ta znajoma pobudka była inna niż zakładałam, powiedział żebym się przygotowała bo zamierza mnie zabrać na inną planetę – opuszczenie Corusant było…dziwnym uczuciem, tyle razy próbowałam uciec, a teraz ją po prostu opuszczę.
Nie wiedziałam czemu zmierzaliśmy na planetę Yavin 4, ale na pewno nie zmierzaliśmy tam bez powodu, pytanie tylko do czego jego działanie zmierza.