- Informacje ogólne
a. Imię: Antek
b. Wiek: 22
c. Zamieszkanie: Warszawa
d. Zainteresowania: Fantastyka, muzyka, fotografia, astronomia, astronomia, szachy
e. Krótki opis własnej osoby: Jako że nie lubię mówić za dużo o sobie to powiem, że jestem studentem politechniki lubiącym fantastykę i muzykę.
f. Kontakt:
- discord: izzyxx4#9449
- Scena RP i JK3
a. Przynależność: Brak
b. Staż: Kilka godzin
c. Krótka historia: Nie posiadam większego doświadczenia w JK3. Dawno temu grałem, ale niestety po krótkim czasie odpuściłem.
- Postać
a. Imię: Rin
b. Wiek: 19
c. Pochodzenie: Zygerria
d. Rasa: Togrutanin
e. Opis zewnętrzny: Średniego wzrostu togrutanin o całkiem długich montralach jak na swój wiek. Jego pomarańczową skórę twarzy zdobią tradycyjne dla jego rodu białe tatuaże. Ten kto spędzi z nim więcej czasu dostrzeże, że zazwyczaj nosi ubrania z wyższymi kołnierzami, których zadaniem jest ukrywanie jego niewolniczych znaczeń.
f. Historia:
- Nie masz gdzie uciec!
Rin zrobił unik przed strzałem blastera w międzyczasie chowając do kieszeni skradziony przed chwilą naszyjnik, po czym ruszył biegiem dalej wzdłuż platformy, jednak po kilkuset metrach zorientował się, że strażnik wcale nie kłamał. Stał nad dziesięciometrową przepaścią, na której dole znajdowała się ulica.
- W imieniu lorda Debraka aresztuję ciebie za kradzież cudzej własności. – Strażnik wycelował w chłopaka krótkim blasterem.
Rin spojrzał w dół. Skok był jego jedyną szansą na przyszłość. To było szaleństwo, prawda, ale doskonale wiedział jak traktują w więzieniach takim jak on, a on nie chciał znowu być zniewolonym. Nie po tym jak przestał być niewolnikiem.
- Skoro nie chcesz się poddać to liczę do trzech. Zgodnie z prawem po skończeniu liczenia jestem zmuszony oddać strzał. – Krzyknął strażnik nie spuszczając z muszki torgutanina. -JEDEN!
Rin wziął oddech. Pierwszy raz w życiu czuł, że będzie robić coś tak niemożliwego. Mimo tego coś podpowiadało mu, że mu się uda. Przeczucie? Złudna nadzieja?
-DWA!
Oddech. Oddech był życiem. Bez niego nie istniał…
-TRZY!
Rin usłyszał wystrzał blastera, jednak był szybszy. Odbił się od platformy i skoczył w tył zamykając swoje powieki wypuszczając powietrze ze swoich płuc.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Jesteś dzielny Rin. – Matka umoczyła chustę w wodzie, aby zaraz zacząć wycierać twarz chłopca z śladów krwi. – Nigdy w to nie wątp.
- Dla niego to nic nie zmienia, mamo. – Syknął cicho dalej czując ból na twarzy. Jego właściciel uderzył go naprawdę mocno. – Nie musiał mnie od razu bić.
- Nasza rodzina była niewolnikami od pokoleń. I chociaż wiem jak ciężko jest ci zaakceptować taki jest nasz los musisz to zrobić. Tylko to pozwoli ci żyć naprawdę.
-Kiedyś stąd ucieknę, a wtedy zarobię tak dużo pieniędzy, żeby ciebie wykupić i abyś była wolna razem ze mną. Odlecimy z Zygerrii i będziemy żyć z dala od tych wszystkich handlarzy. Obiecuję ci to.
To były tylko wspomnienia z jego dzieciństwa. Nie wiedział nawet czemu widzi je przed oczami właśnie teraz. Być może tak właśnie wygląda śmierć człowieka. Zaczyna widzieć się wspomnienia, które powoli stają się coraz mniej jasne i wyraźnie, aż w końcu…
-
-Oddychaj do cholery chłopie!
Gruboskórna ręka trandoshianina uderzyła Rina w brzuch sprawiając, że ten w końcu zaczął oddychać. Powoli dochodziło do niego, że przeżył. Nie przeszkadzał mu nawet tępy ból przechodzący przez całe ciało, a także widok swojego paser Mortisa.
- Dziękuję Mortisie. Wydaje mi się, że uratowałeś mi życie. – Zaczął powoli podnosić się z ziemi.
- Gdyby nie to, że spadłeś tę płachtę to nie byłoby z ciebie co zbierać. Miałeś cholerne szczęście chłopie. – Trandoshianin wyciągnął w kierunku Rina rękę.
To nie było szczęście, Rin w to nie wierzył. Czuł, że gdy skoczy nic mu się nie stanie. Tak jakby jakiś głos lub inna siła pchnęła go do tego czynu.
- Z pewnością było tak jak mówisz. – Mimo wszystko wolał zachować swoje przypuszczenia dla siebie. Tak było bezpieczniej, a co najważniejsze – znacznie prościej.
- Wisisz mi dużego sznapsa młody. Chodź, postawisz mi w kantynie.
- Skoro tak mówisz.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W kantynie o tej godzinie zawsze siedziało sporo ludzi, więc kolejna dwójka klientów nie zrobiła na barmanie większego wrażenia. Kufle piwa pojawiły się na stole całkiem szybko i równie szybko zaczęły z niego znikać.
-Zawsze zastanawia mnie jak ktoś taki jak ty mógł został złodziejem. – W zachowaniu Mortisa zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki upojenia alkoholowego. – Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że się do tego nadajesz.
-Jestem tym kim musiałem się stać, żeby przeżyć. Nikim ponadto. – Odparł Rin biorąc łyka napoju. – Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo...
-Nie pierdol, Rin. Żyję na tym świecie już wiele lat i widziałem wiele dzieci ulicy. Ty nie masz ich cech charakteru. W środku nadal jesteś tylko miękkim i wrażliwym chłopcem, jednak boisz się tego pokazać komukolwiek. – Mortis zaczął się robić coraz bardziej śmielszy. I zdecydowanie bardziej bezczelny. – W sumie to współpracujemy już tyle czasu. Dlaczego w końcu nie powiesz mi o sobie czegoś więcej? Kim byli twoi rodzice?
-Nasłuchałeś się zbyt wielu opowieści pilotów o ich znamienitych przygodach Mortisie. Mówiłem ci już, że nie jestem nikim wyjątkowym, nawet jeżeli uważasz inaczej. – Pomimo spokojnego tonu twarzy młodzieńca pojawiły się oznaki zniecierpliwienia. – Pojawiłem się w tym mieście jako nikt, niczym duch i staram się połączyć koniec z końcem robiąc to co robię. Ot, cała historia.
Kłamał. Doskonale pamiętał swoje wczesne dzieciństwo, jednak dla swojego bezpieczeństwa wolał nie dzielić się tymi informacjami. Zdawał sobie sprawę, że gdyby ktoś dowiedział się o tym, że jest zbiegłym niewolnikiem mógłby szybko wrócić do starego życia.
- Tajemniczy jak zawsze. – Mortis dopił zawartość swojego kufla, by zaraz przybliżyć się do Rina i objąć jego ramię swoją ręką. – Jednak ja widzę, że coś ciebie gryzie w środku. Mówię ci chłopie, musisz zagoić swoje rany, bo niedługo zaczną ranić ludzi dookoła ciebie. A ludzie nie lubią chodzić być brudni od krwi.
- Dzięki za radę. – Odparł od niechcenia togrutanin zabierając od siebie dłoń mężczyzny. – Powiedz mi lepiej ile to jest warte. – Rin wyciągnął z kieszeni naszyjnik ukradziony kilka godzin wcześniej i rzucił go na blat stołu. Nie spodziewał się, jednak że ten gest aż tak poruszy pasera, który od razu przykrył go swoją dłonią.
- Jasna cholera, skąd ty to masz? Czy ty wiesz w ogóle co ty ukradłeś? – Powiedział szeptem, jednak według Rina wyglądało to na stłumiony krzyk. – Nie wiem kto dał ci namiary na Debraków, ale trzymaj się od nich z dala. Dobrze ci radzę, idź do jakiegoś podrzędnego pasera i sprzedaj mu ten naszyjnik za kilka kredytów, a potem ukryj się gdzieś na kilka dni. – Trandoshianin rozejrzał się po barze przestraszony. – Albo najlepiej, gdybyś wyrzucił ten naszyjnik w cholerę i gdzieś się zaszył. Nigdy nie wiadomo co może się stać.
- Czyli tego nie kupisz? – Rin przechylił swoją głowę spoglądając na niedoszłego kupca.
- Słuchaj Rin, lubię ciebie, ale teraz przesadziłeś. Kraść od losowych ludzi to jedno, ale ty obrabowałeś Debraków! Jutro będą szukać tego naszyjnika wszędzie. – Dorosły wstał od stołu i założywszy na siebie opończę pochylił się nad chłopakiem. – Uważaj na siebie Rin. Na razie. – Mężczyzna ruszył w kierunku drzwi całkiem szybkim krokiem nie oglądając się już na siebie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po wyjściu z baru Rin, korzystając z rady Mortisa, nałożył na głowę kaptur i jak najszybciej udał się do najbliższego pasera, który nie zadaje pytań. Idąc ulicami miasta starał się nie rzucać w oczy i wyglądać na tyle anonimowo na ile było to możliwe. Wszystko szło całkiem dobrze do momentu, aż skręcając w boczną uliczkę poczuł to samo dziwne uczucie co wcześniej na platformie. Tym razem było to jednak coś całkiem innego. Jedna chwila, nawet nie sekundowa, w której ujrzał swoją śmierć oraz to co ma ją zaraz spowodować – strzał w jego plecy z blastera snajperskiego. Uchylił się, więc, niemalże instynktownie, przechylając swoją głowę kilkanaście centymetrów w prawo chcąc jedynie przeżyć. Pocisk blastera trafił tuż obok niego, jednak on już go nie widział. Nie oglądając się za siebie biegł już wtedy do swojej kryjówki z tylko jedynym celem – ucieczką przez polującymi na niego ludźmi i przeżyciem. Przeżyciem nie zważając na koszty.
- Informacje dodatkowe
a. Dlaczego chcesz wstąpić do Akademii?
Lubię RP oraz gwiezdne wojny
b. Skąd dowiedziałeś się o Akademii?
Od znajomego, który gra na akademii
c. Jakie umiejętności możesz zaoferować Akademii, by wspomóc jej funkcjonowanie?
Uważam, że umiem całkiem dobrze odgrywać postacie w grach RP.