- Informacje ogólne
a. Imię/Nick: Franek
b. Wiek: 21
c. Krótki opis własnej osoby: na co dzień studiuję, poza tym interesuję się RP, jestem fanem fantastyki i science fiction, lubię także w wolnym czasie czytać książki.
d. Styczność z RP: grałem głównie RP pisane (czy to z uniwersum Harrego Pottera czy Star Wars) praktycznie od początku gimnazjum.
e. Styczność z Jedi Academy: nie miałem dotychczas styczności, dowiedziałem się o tym od kolegi, który tutaj gra.
f. Discord: Franek#8650
- Postać i historia
a. Imię: Sorc Nodius
b. Wiek: 17
c. Pochodzenie: Umbara
d. Rasa: Umbaranin.
e. Opis zewnętrzny: Sorc to przeciętnej wysokości Umbaranin, o bladej skórze, szarawoniebieskich oczach z charakterystyczną, purpurową obwódką wokół nich i białych, długich lecz przerzedzonych lekko włosach. Zazwyczaj ubrany w raczej ciemniejsze szaty.
f. Historia: [min. 500 słów]:
Umbara, przed inwazją Yuuzhan Vong…
W pomieszczeniu było ciemno – z resztą jak zawsze. Promienie światła słonecznego praktycznie nigdy nie dochodziły na tę, jak uważał Sorc – paskudną planetę. Przetarł swoje oczy, rozsunął kołdrę i wstał aby spojrzeć na siebie w lustrze. „Znowu to samo” – westchnął ziewając. Ta sama planeta, ta sama wieczna ciemność, ci sami Umbaranie… Sorc podszedł do swojego okna i popatrzył przez nie w niebo. Jak bardzo chciał w tym momencie wyrwać się stąd, zwiedzić chociaż kawałek galaktyki, inny świat. Ale trzymało go tu jedno – rodzina i społeczeństwo, te cholerne zwyczaje, które nie pozwalały niższym kastom wyrwać się z tego miejsca. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi.
- Panie Sorc! Czy jest Pan gotowy? Musimy za chwilę wyruszać! – zawołał jeden z członków służby.
- Za chwilę będę gotowy!
No tak. Wieczne spotkania, intrygi, polityka. Czy Sorc chciał być kiedykolwiek tego częścią? Nie. Obrzydzało go to. Miał tego dość. Rootai rządzili całą planetą – jego rodzina, niestety do nich nie należała. W jego ojcu natomiast drzemało marzenie aby kiedyś stać się „tym lepszym”, wejść na wyższy poziom w tej chorej drabinie społecznej. Czy dziwił mu się? Z jednej strony tak – z drugiej nie. W końcu komu można zabronić marzyć. Lepsza pozycja społeczna dawała więcej możliwości. Udział w rządzeniu, możliwość opuszczenia planety… To ostatnie najbardziej ciekawiło Sorc’a. Szansa aby wyrwać się z tego ponurego świata. Szansa aby być lepszym. Szansa aby przestano Tobą pomiatać.
Zacisnął pięści, w końcu musiał wytrzymać. „Może kiedyś się uda” – pomyślał. Ubrał się szybko, zarzucił tradycyjny, umbarański płaszcz na siebie i zszedł na dół.
----
- Nie! Nie możemy na to pozwolić!
- Znowu to samo! Nie pamiętacie co się stało podczas Wojen Klonów?! Czy naprawdę chcemy mieć kolejne problemy?!
- Powinniśmy bardziej zaufać Nowej Republice!
- To kto tu rządzi?! Republika czy my?!
- A co było ostatnio kiedy rządziła Republika?! Nie pamiętacie?!
Wieczne kłótnie, dysputy – Rada Rootai. Sorc miał już tego dość. Jego ojciec był doradcą jednego z członków tej rady a on musiał siedzieć i temu wszystkiemu się przyglądać, kłaniać się i udawać zadowolonego. „Kiedyś nam to wynagrodzą, zobaczysz” – powtarzał wiecznie jego ojciec. Sorc w głębi duszy wiedział, że to nieprawda. Na Umbarze bardzo ciężko było awansować wyżej, stać się kimś ważnym, a jeszcze trudniej było to zrobić za pomocą legalnych metod. Tym, którym się udało było bardzo mało o ile niewielu. Chodziły jednak pogłoski o zabójstwach, tajemniczych zniknięciach. Sorc nie chciał o nich słyszeć, nie dopuszczał nawet takich myśli do siebie ale chcąc czy nie, było ich coraz więcej a ważne osoby zaczynały znikać… Jakże ironicznie, miejsce w Radzie Rootai było stałe, tyle, że zazwyczaj nikt nie umierał śmiercią naturalną… a nowa ważna osoba była wyłaniana za pomocą siły. Co prawda wszystko odbywało się w kuluarach, nikt o niczym nie wiedział a jeśli wyszło to na światło dzienne to było surowo karane. Nagle Sorc dostał wezwanie na komunikatorze. Wybudzając się nieco ze swoich myśli i rozważań, szybkim krokiem udał się w stronę gabinetu, a raczej w stronę pomieszczenia, w którym jego ojciec pracował. Wszedł do środka i zastał go o dziwo nie ślęczącego nad datapadem a pakującego swoje rzeczy.
- Co się dzieje? – zapytał zdziwiony.
- Dee Saaru kazał mi się wynosić – westchnął ojciec.
Zwolnił? Ale jak to? Czy wszystkie plany jego ojca legły w gruzach? Czy to oznaczało upadek jeszcze niżej? Degradację a nie awans? Nie! Nie tak miało potoczyć się życie jego rodziny! Wiedział o tym dobrze on sam i jego ojciec.
- Co teraz? – zapytał przestraszony Sorc.
- Na razie musimy opuścić pałac ale jest jeszcze szansa.
- Jaka szansa?
- Postawić wszystko na jedną kartę.
Czy naprawdę jego ojciec chciał w tym momencie rzucić wszystko na szalę losu? Ryzykować wszystkim? Jeśli nie było innej opcji…
- Pomóż mi się spakować. W domu wszystko Ci opowiem. Szybko.
---
Dzień czy noc – to i tak nie miało znaczenia na Umbarze. Mówiło się „godziny pracy” i „godziny odpoczynku”. Nastał jednak ten moment, kiedy Rada przestała obradować i raczej w pałacu nie powinno się nikogo spodziewać. A jednak – Sorc stał ukryty w jednym pomieszczeniu czekając – ojciec na korytarzu. Nagle Sorc usłyszał odgłos nadjeżdżającej windy a potem dźwięk rozsuwających się drzwi. Sorc nic nie widział, był zdany na swój słuch.
- Dlaczego wzywasz mnie o tej porze? Mam ważniejsze sprawy na głowie! Czy nie jasno poinformowałem Cię, że zakończyłem współpracę z Tobą? – rzekł Dee Saaru, którego głos od razu poznał Sorc.
- Panie Saaru, mam bardzo ważną informację do przekazania, chodzi o…
- Nie obchodzą mnie informacje od Ciebie! Jesteś nieprzydatny, zbędny! Zawiodłeś mnie ostatni raz!
Nastała głucha, przenikliwa cisza. Nie wiadomo jak, kiedy, czy pod wpływem emocji czy podświadomie Sorc przemieścił się bezszelestnie tuż za plecy radnego wychodząc z ukrytego pomieszczenia. Zamachnął się nożem, który dzierżył w prawym ręku. Nie wykonał jednak ostatecznego ciosu. Coś go blokowało. Coś, czego nie poczuł nigdy w swoim życiu. Jakby wewnętrzny głos mówiący mu, że to co chce uczynić jest złe. Nie wbił noża w plecy radnemu. Ten nagle się odwrócił.
- Co to ma znaczyć?! – radny w ułamku sekundy wystukał coś na swoim komunikatorze, który znajdował się na jego przedramieniu.
Nagle słychać było dźwięk pocisku z blastera. Saaru nie żył. Jego ojciec zastrzelił go z zimną krwią.
- Szybko! Musimy uciekać!
Było już za późno. Drzwi przez które wchodził przed chwilą Saaru ponownie się otworzyły. Wybiegł z nich zastęp strażników pałacu. Widząc uciekającą dwójkę oddali strzały.
- Kryj się Sorc! Głowa nisko!
Sorc szybko zanurkował pomiędzy stoły, które znajdowały się w pomieszczeniu obok. Wiązki z blasterów świstały tuż nad ich głowami. Jego ojciec oddał kilka strzałów – niestety bezskutecznie.
- Sorc, słuchaj… Gdyby coś poszło nie tak… Przekaż to matce. – rzucił w jego stronę nośnik pamięci. – Tam są wszystkie potrzebne informacje! Byłem na to przygotowany, uciekniemy, obiecuję!
Momentalnie strażnicy zaczęli skracać dystans między nimi, wciąż strzelając w stronę ich dwójki.
- Odciągnę ich uwagę! – krzyknął ojciec. – Uciekaj! – momentalnie wstał i zaczął oddawać znowu strzały w stronę strażników.
- Ale… ojcze, nie mogę Cię tu zostawić!
- Uciekaj! Dołączę do Was później!
Sorc zaczął biec ile sił w nogach, próbując nie oglądać się za siebie. Jakimś cudem udało mu się uciec ale jego ojciec… Po chwili było słychać krzyk i jeden, głośny wystrzał z blastera. Sorc poczuł to. Poczuł, że jego ojciec właśnie skonał. Zacisnął pięści i zaczął dalej biec...
---
Kilka lat później (przestrzeń kosmiczna, obecnie)…
- Szybko! Kryj się!
Było już za późno. Promień ściągający był za mocny. Ich statek zaczął coraz bardziej zbliżać się do drugiego, dziwnego statku bez żadnych oznakowań. Sorc chciał szybko schować się w jednym z pomieszczeń na statku ale nagle drzwi włazowe wyleciały z hukiem. Sorc zauważył trzech weequayów w dziwnych bandanach na głowach, wchodzących na pokład.
- Co my tutaj mamy? O, młody! Tanto, zobacz no co to za jeden!
Jeden z weequayów podbiegł do chłopaka celując do niego z broni. Nie pozostawało nic innego jak tylko podnieść ręce i się poddać…
- Zostawcie go!
Było słychać strzał. Zza rogu wyłoniła się matka, która postrzeliła jednego z piratów. Ten osunął się na ziemię ale resztkami sił zdążył jeszcze wymamrotać.
- Dorwać ją!
Znowu strzały. Sorc’a ogarnęło ponownie to uczucie, podobne do tego z Umbary. Przeczuwał, że coś złego może się znowu wydarzyć. I stało się. Jego matka po chwili leżała na ziemi w kałuży krwi. Nie żyła.
- Schutta chciała nas zabić! – powiedział jeden z piratów opatrując ich rannego dowódcę.
Sorc płakał. Chciał się wyrwać, szamotał się lecz nie dało to żadnego skutku. Nie wiedział kiedy i jak to się stało ale był już skuty i leżał na ziemi.
- Bierzcie wszystko co przydatne, młodego też! Zaraz tu może być nieprzyjemnie, na pewno włączyła sygnał pomocy.
Piraci zaczęli wynosić towary z ich statku, które znaleźli w ładowni. Sorc’a też zaciągnęli siłą, prowadząc go do jednej z cel na swojej pirackiej łajbie. Sorc czuł, jak wzbiera się w nim złość. Jakby za chwilę miał… wybuchnąć?
- Powiedzcie kapitanowi, że mamy wszystko, niech wyłączy promień ściągający i wskakuje w nadprzestrzeń. – przekazał informację jeden z piratów mówiąc do swojego komunikatora.
Chwilę później można było poczuć szarpnięcie. Statek wskoczył w nadprzestrzeń. Sorc czuł, że nie może wytrzymać. Krzyknął – z całej siły i poczuł przypływ mocy, niezrozumiały i nieokiełznany. Nagle 3 prowadzących piratów upadło. Co się stało? Co to było? Sorc nie miał pojęcia ale wiedział, że to jest jego szansa. To jest jego okazja. Musi pomścić matkę i dalej walczyć o przetrwanie. Chwycił szybko blaster jednego z jeszcze dochodzących do siebie weequayów. Przyszło mu to z trudem – w końcu był dalej zakuty. Ci chcieli rzucić się na niego ale zdążył ich postrzelić – i to śmiertelnie, lecz w obronie własnej. Zaczął biec, szukając mostku i kapitana, przy okazji wyswobadzając swoje ręce z kajdanek. Statek nie był duży, więc nie było to takie trudne.
- Ej! To nie jest ten młody co miał być w celi?
- Cicho! – krzyknął Sorc celując w, jak mniemał, kapitana tego statku. – Wyskakuj z nadprzestrzeni albo sam to zrobię!
- Dobra młody spokojnie… - złapał się za swój podbródek. – Może ponegocjujemy?
- Nie ma co negocjować, rób co ci każę!
To był błąd, że w ogóle Sorc z nim rozmawiał. Zza jego pleców wyskoczył jeden z piratów i zaczęła się szarpanina. Wśród gąszczu krzyków i uderzeń Sorc zdołał wystrzelić raz ale precyzyjnie… Trafił w centrum dowodzenia na mostku. Włączył się alarm. Statek nagle wyskoczył z nadprzestrzeni i zaczął szybko zbliżać się w kierunku… Umbary. Przez cały ten czas Sorc musiał walczyć o swoje życie. Nikt nie zdążył przejąć kontroli nad statkiem, który coraz szybciej wchodził w atmosferę. Po chwili było słychać uderzenie a Sorc stracił przytomność…
- Informacje dodatkowe
a. Skąd dowiedziałeś się o Akademii?
Od kolegi, który tutaj gra (Ilijg).
b. Co zachęciło Cię do złożenia podania?
Lubię RP, uwielbiam także Star Wars. Kiedy dowiedziałem się, że istnieje taki serwer, gdzie można stworzyć własnego adepta Jedi i go odgrywać, nie wahałem się i od razu postanowiłem wymyślić postać oraz złożyć podanie.